Taką scenę sobie wyobrażam (wyobrażam, czyli w rzeczywistości jej nie będzie) w najnowszym odcinku serialu "Ucho prezesa":
[rozmowa telefoniczna]
– Cześć Viktor.
– Witaj Jarosławie.
– Pamiętasz, Viktor, że Polak-Węgier dwa bratanki?
– Oczywiście.
– Nauczyłem się tego nawet po waszemu: lezia-mazia kajka bara.
– Lengyel, magyar – két jó barát.
– No dobrze, przecież wiesz, że nigdy nie miałem zdolności do języków obcych. Ale się starałem!
– Doceniam.
– Posłuchaj, Viktor, mamy naszego polskiego kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej. I chciałbym, żebyś na niego zagłosował.
– Wiem przecież. I oczywiście, że będę na niego głosował. Wszyscy będą. Zwłaszcza, że nie ma kontrkandydata [śmiech].
– Nie rozumiesz, Viktor. My mamy swojego, prawdziwego polskiego kandydata. Tamten, o którym myślisz, to kandydat niemiecki.
– No rzeczywiście nie rozumiem. Jak to niemiecki? Przecież jest od was!
– Ale Merkel go poparła.
– I dwudziestu paru innych członków Rady Europejskiej.
– Ale jak poparła Merkel, to znaczy, że jest niemiecki i już!
– Aha…
– Wiesz, on w ogóle na tym stanowisku nie dbał o sprawy polskie.
– To chyba dobrze, nie? On nie ma dbać o Polskę, tylko o Europę, o nas wszystkich, przywódców 28 państw. Od troszczenia się o Polskę to jesteś ty i twój rząd.
– No tak, ale ja bym wolał, żeby czasem zamiótł to i owo pod nas. Pod was też by mógł trochę. I nasz kandydat nam to obiecał. To co, poprzesz go?
– Ale go – czyli właściwie kogo?
– Mniejsza o nazwisko. I tak nigdy o nim nie słyszałeś.
– Jarku, wiesz że cię lubię i szanuję i bardzo sobie cenię naszą przyjaźń, ale tym razem oczekujesz ode mnie zbyt wiele.
– Więc nie zagłosujesz na naszego, tylko na tego od Merkel?
– Ten wasz i tak nie ma żadnych szans. A ja tylko zrobiłbym z siebie idiotę i odizolował Węgry od reszty Europy. A fundusze strukturalne wciąż nam są potrzebne. Więc wybacz, drogi Jarosławie, ale nie.
– Cóż, przykro mi, do widzenia Viktorze.
[prezes odkłada telefon]
– Czyli to jednak prawda, co mówią, że w polityce nie ma sentymentów. I kto by pomyślał…